Już kiedyś pisałam, że przyroda nauczyła mnie pokory i tego, że nic nie jest pewne na 100 %. Wiosenne wichury szalejące tu po pustych przestrzeniach, tym razem nas nie oszczędziły i zerwały część dachu i powaliły szczyt budynku gospodarczego z cegły, który uparłam się odbudowywać. Mieliśmy się brać już w tym roku za remont i odbudowę tego budynku, teraz nie ma odwrotu, jest konieczność. Tak to jest, że ledwie skończymy jedno, zaraz jest potrzeba robienia czegoś innego. Ot, uroda starych siedlisk.
Z ogrodem jest tak samo z racji przestrzeni do zagospodarowania. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się nad nim zapanować :). Tymczasem cieszę się z nadchodzącej wiosny i tą radością, i obrazkami jej piękna dzielę się z Wami. Wszystko rozwija się swoim tempem i nabiera rozpędu, bu cieszyć nas każdego dnia bardziej.
Wszędobylskie, obłędnie pachnące fiołki. Pamiętam pierwszą wiosnę tutaj i ten niesamowity zapach tysięcy fioków rozsianych w każdym zakątku ogrodu.
Wysiane jesienią ostróżki.
Śliwa japońska ma w tym roku mnóstwo pąków.
Dereń jadalna w pełnym rozkwicie.
Ruszają jabłonie.
Rośnie następne pokolenie ogrodników :) Moja wnusia robi ze mną wiosenny przegląd krzewów.
Po wyczerpującej pracy zachwyt nad zielenią trawy.
Otrzymałam też, jak co roku przesyłkę od mojej Mamy. Znowu będę mogła przetestować, coś nowego w swoim warzywniku, co mnie niezwykle cieszy :))