W tytule owca salonowa nie ma przesady. Przed miesiącem do naszego domu trafiła owieczka, jedna z trójki rodzeństwa. Moja radość z trojaczków u naszej owcy przerodziła się w strach o życie najmłodszej, odrzuconej przez matkę. Karmiona dwie doby zaledwie, przegrała rywalizację z rodzeństwem i nie zaskarbiła sobie miłości matki. Odstawiona przedwcześnie od przysłowiowego cycka przez własną matkę i niemiłosiernie trykana przez pozostałe owce, trafiła do domu. Błyskawicznie zamówione internetem i sprowadzone przez męża mleko uratowało jej życie. Próbowaliśmy zastosować odpowiedzialność zbiorową i przystawialiśmy małą do reszty karmiących owiec, ale to nie wystarczało. Dziś zagrożenie życia już minęło. Owieczka ma się dobrze, w dzień odwiedza już stado ale na noc boimy się ją zostawiać w owczarni, po tym jak naczytałam się, że rasy pierwotne nie przebierają w środkach, kiedy umyślą sobie eliminację najsłabszego ogniwa.
Karmienie Madzi :)
Niby wszystko zgodnie z naturą, niby eliminacja najsłabszych w przyrodzie normalna, a my nie umieliśmy się na to zgodzić. Rzecz jasna Madzia ma już u nas zapewnione dożywocie. Nie wiem jeszcze jakie przygody nas z nią czekają... Może być ciekawie z taką nadmiernie przywiązaną owcą.
Nasza nowa pupilka lubi głaskanie i spanie na kolanach. Nie znosi zostawać sama, wiadomo owca, to zwierzę stadne :).
Miłego weekendu Wam życzę i wiosny wreszcie :).